Biorąc z redakcji kolejne dokonania młodych polskich prozaików za każdym razem, nie bez przyczyny, liczę na to, że będę mógł pobawić się w to, co młodzi metrykalnie krytycy upodobali sobie najbardziej, a więc teksańską masakrę piórem szyderczym i ciętym. Tym bardziej więc cieszy każde odstępstwo od tej nieszczęsnej normy. Białkowski to twórca trzymający się nieco z boku, egzystujący gdzieś na obrzeżach młodej literatury, znany bardziej na prowincji niż w „centrum”. Najnowsza powieść Białkowskiego, która jest powieścią naprawdę dobrą winna, w moim odczuciu, tę sytuację w jakiejś przynajmniej mierze odmienić i spowodować, że nazwisko olsztyńskiego prozaika figurować będzie również w dyskusjach o współczesnej prozie polskiej, a nie tylko w spisie nazwisk w książce telefonicznej dla miasta Olsztyn.

Pogrzeby zbudowane są głównie z dialogów, rozmów prowadzonych między bohaterami – sztuka prowadzenia dialogów udała się Białkowskiemu o niebo lepiej niż wielu współczesnym dramaturgom. Dialogi żywe, prawdopodobne, wartkie, stylizowane z niemałą wprawą, wciągające czytelnika w sam środek fabuły. Niewiele potrzeba Białkowskiemu opisu, narracyjnego bajdurzenia, opisywania postaci na kartach powieści się przewijających. Prawie wszystko dzieje się i stwarza w dialogach. To dzięki nim poznajemy małe miasteczko i jego mieszkańców, wędrujemy z naszym głównym bohaterem, który wciąż pełen ideałów i marzeń, wierzy w narodowe mity, w niepodległościowe zrywy, w odwagę i honor Polaków jak z przemówienia pułkownika Becka, w Polskę walczącą, Polskę zwyciężającą. Jak łatwo się domyślać – dość szybko dochodzi do brutalnej konfrontacji młodzieńczych rojeń (?) z alternatywną wersją wydarzeń, czyli z tym, jak było, lub być mogło, naprawdę. Czym jest prawda i czy w ogóle coś takiego jak prawda istnieje?, to banalne i znane od stuleci pytanie stawia Białkowski raz jeszcze i robi to w sposób może nie szczególnie oryginalny, ale z pewnością atrakcyjny dla czytelnika. Przy okazji stawia wiele ważnych pytań: o nasze przywary i przyzwyczajenia, tożsamość i samopoczucie, nasze małe kłamstewka i zwyczajne chamstwo. Właściwie jest w tej książce Polska, którą spotykamy w gazetach – rozliczanie z historią, lustracja, mity narodowe, (bez)siła pamięci, Solidarność, a przy tym wszystkim Białkowski nie uprawia tendencyjnej prozy zaangażowanej opartej na kilku ogranych, znanych z gazetowych leadów, tezach publicystycznych. I tylko zakończenie tej naprawdę ważnej i wciągającej książki może nieco rozczarowywać.


[Tomasz Białkowski, Pogrzeby, Wyd. Portret, Olsztyn 2006]

{Recenzja ukazała się lata temu, bo w listopadzie 2006 roku, na łamach Wirtualnej Polski, a że książka w dalszym ciągu warta lektury, to tekścik o niej rozpoczyna cykl przypominania starych moich tekstów i tekścików poświęconych rzeczom tak w dalszym ciągu godnym uwagi jak i tych godnych zapomnienia, ale mimo wszystko z jakichś względów zabawnych}

0 Response to "Tomasz Białkowski - Pogrzeby"

Prześlij komentarz