Przykład debiutanckiej powieści Achebego jest kolejnym dowodem na to, że rodzima krytyka literacka potrafi przegapić nawet wielkie arcydzieła światowej literatury. I nie chodzi o to, by raz jeszcze ponarzekać sobie na jakość pracy wykonywanej przez niektórych recenzentów i krytyków ani nawet o to, by porównać ile miejsca w dziennikach i tygodnikach poświęcono „Wszystko rozpada się”, a ile najnowszej powieści Dana Browna. To prawdy dość powszechne: nigdy przecież nie będzie tak, że wszyscy piszący o literaturze będą wybitnymi krytykami, nigdy też prasa wysokonakładowa nie będzie poświęcała literaturze wymagającej i roztrząsającej poważne kwestie etyczne tyle samo miejsca, co literaturze instant – miłej, łatwej i przyjemnej, domagającej się natychmiastowej konsumpcji, po której wszyscy możemy wrócić do swoich „normalnych” zajęć. Problem pojawia się w momencie, w którym praktycznie bez echa przechodzi utwór od lat zaliczany do ścisłego literackiego kanonu, jedna z najważniejszych i najlepszych powieści afrykańskich. Powieść, która właściwie zapoczątkowała nową epokę w literaturze afrykańskiej i pozwoliła odmienić „punkt widzenia afrykańskich czytelników na rodzimą kulturę i stosunek do instytucji kolonialnych”.
Ten brak zainteresowania krytyki i mediów wspaniałą powieścią Achebego byłby jeszcze zrozumiały, gdyby „Wszystko rozpada się” było prozą hermetyczną i niemożliwą do przebrnięcia przez mniej wyrobionego czytelnika. Jest jednak inaczej. Achebe pisze prostym, przezroczystym, a tym samym niezwykle sugestywnym i konkretnym językiem czerpiącym wiele z tradycji oralnej (oratura). Do tego jeszcze powieść została przełożona na 45 języków, osiągnęła ogromne nakłady, jest najpoczytniejszą powieścią afrykańską oraz – jak pisze Simon Gikandi, specjalista od twórczości Achebego – jedynym dziełem postkolonialnej literatury, z którym prędzej czy później spotyka się każdy angielski uczeń i student. Wydawać by się mogło, że i u nas dzieło takiego kalibru jest skazane na sukces. Nowe przekłady losów Szwejka, „Lorda Jima”, „Braci Karamazow” czy „Kopisty Bartleby’ego” – całe szczęście – zyskały dużo większy medialny rozgłos, zainteresowała się nimi krytyka oraz czytelnicy, więc skandalu pominięcia „Wszystko rozpada się” nie pomniejsza nawet fakt, że polski czytelnik mógł się już z arcydziełem Achebego zetknąć (w 1989 roku, a więc całe 20 lat przed omawianym tutaj nowym przekładem, powieść ukazała się pod tytułem „Świat się rozpada” w tłumaczeniu Małgorzaty Żbikowskiej).
[...]
Achebe swoją prostą, porażającą opowieścią psuje nasze doskonałe samopoczucie, zmusza nas do rozmyślania nad kwestiami, które – jak być może jeszcze chwilę temu uważaliśmy – zupełnie nas nie dotyczą i pozwala zajrzeć do samego serca, samego umysłu Innego, z którym i dzisiaj tak trudno niektórym z nas się porozumieć. Achebe narzuca nam odmienną, afrykańską perspektywę i przekonuje, że nic nie jest takie proste, jak czasami chcielibyśmy, by było. Dzisiaj, 50 lat od opublikowania tej debiutanckiej powieści, od powstania setek utworów czerpiących z wzorca „Wszystko rozpada się” i kolejnych dziesiątek wnikliwych studiów nad postkolonializmem, wydawać by się mogło, że dzieło Achebego straciło wiele ze swej świeżości i oryginalności, ale nic bardziej mylnego. Siła oddziaływania słów składających się na historię wzlotu i upadku Okonkwo, ważkość poruszonych tutaj problemów oraz historyczne znaczenie tej powieści nigdy nie stracą na aktualności.
[...]

[Chinua Achebe, Wszystko rozpada się, przeł. Jolanta Kozak, PIW, Warszawa 2009]

Fragment szkicu pt. Rozpad, czyli zderzenie cywilizacji z perspektywy afrykańskiej. Całość do przeczytania na łamach "Res Publiki Nowej" nr 9/2010.
Esther Baker przez ponad trzynaście lat była buddystką. Jej droga ku prawdzie prowadziła przez buddyjski klasztor, medytację i życie w odosobnieniu. Jednak w pewnym momencie, gdy była sama w swoim pokoju, ujrzała na ścianie cień układający się idealnie w znak Krzyża. Chrystus sam zaczął wchodzić w jej życie. Nic nie miało już być takie samo…

Więcej informacji tutaj: http://wydawnictwo.fronda.pl/?oferta;1;231.html